poniedziałek, 27 lipca 2020

Stosunki narodowościowe w Polsce XVI wieku

Kardynał Stanisław Hozjusz

Stosunki narodowościowe w Polsce XVI wieku - część I.
(Dzieje kultury polskiej wg Aleksandra Brücknera)

W nowy wiek wstąpiła Polska jako państwo potężne i naród jednolity, bo pięciowiekowe trudy wydały upragniony owoc; z luźnych szczepów, spojonych bliskością siedzib, jednością bytu życiowego, tożsamością języka, stworzyli Piastowie całość organiczną, która mimo średniowiecznej decentralizacji i jej śladów niestartych
poczuwała się do jedności moralnej i materialnej, mimo różnic szczepowych; do pełnej swobody w kierowaniu swoimi losami mimo otaczających zewsząd wrogów; do wytykania sobie dalekich celów mimo warunków niekorzystnych, granic otwartych, nierychłego pogotowia wojennego, marnej skarbowości — spółrzędna największym mocarstwom europejskim, przedmurze Zachodu.
W Polsce rdzennej wrócono już do jednolitości narodowej, zachwianej poniekąd napływem niemieckim; obcy żywioł strawiono zupełnie po wsiach i miasteczkach, niezupełnie na Podgórzu (w Bieczu), nad granicą marchijską, w Krakowie i Poznaniu, Lwowie i Wilnie, dokąd handel ożywiony, widoki korzystne, związki pokrewieństwa zwabiały nowych przybyszów, wzmacniając dawnych. Ale Niemcy uczyli się pilnie po polsku, nazwiska ich już nic nie mówiły: gdy rada lwowska Benedykta Herbesta na mistrza swej szkoły powołała, musiała mu dobrać, mimo jego niemieckiego nazwiska, osobnego podmistrza dla niemczyzny, a Hose (Hozjusz) i Kromer z Niemców byli świecznikami duchowieństwa polskiego. Niemców rozproszonych po kraju łatwo strawiono; nierównie większym i trudniejszym zadaniem była asymilacja żywiołu ruskiego; litewski dla drobnej liczby wcale nie ważył. Od półtora wieku ziemia czerwonoruska była przyłączona do Korony; od wieku zadzierzgnęły się węzły z Rusią litewską, lecz szerzyła się polszczyzna tu i tam w bardzo nierównej mierze. W Koronie stawała oporem — czego wobec Niemców nie było — wiara odgraniczająca narodowości nierównie silniej niż język, ale przepaść dzieląca doły malała znacznie ku górze. Ruskie porządki ustąpiły polskim w administracji i sądownictwie; masowo ciągnęła szlachta polska na wschód; nadaniami królewskimi i ożenkami zdobywała ziemię, a za nią szedł chłop na wieś i rzemieślnik do miasta; silną nogą stanął katolicyzm szczególniej we Lwowie i zaczęła się polonizacja kraju, rychła i skuteczna w mieście i śród dawnych bojarów, powolna i chwiejna na wsi, dokąd chyba z dworku szlacheckiego polszczyzna przenikała, gdy kolonista Polak w ruskim otoczeniu raczej się wynaradawiał, szczególniej jeśli brakło kościołów dla jego potrzeb duchownych. Całkiem inaczej było na Rusi-Litwie. Tu właśnie polski żywioł wielkopański i szlachecki był wykluczony; nie było ani nadań królewskich, ani ożenków, ale za. księdzem i za bernardynem zjawiał się po miastach i rzemieślnik polski, a mieszczaństwo niemieckie, acz obce, ale katolickie, nie miało wyboru, polszczało. Za to szedł tu od dworu królewskiego wpływ olbrzymi. Ten dwór katolicki i polski nie wykluczał wprawdzie Rusi-Litwy, ale rozsiewał tylko polszczyznę; w otoczeniu królewskim dawni bojarzy, teraz panowie rada, przejmowali się mimo woli dworskim, tj. polskim obyczajem, strojem, językiem; mówili i pisali z urzędu po rusku (język litewski tylko na wsi istniał, nie było go ani w sądzie i w urzędzie, ani w kościele i szkole), ale już zaczynała ruszczyzna z dworu wielkopańskiego za wzorem królewskiego ustępować; na zjazdach w Parczowie, a później i we własnej radzie, wobec króla szczególnie, odzywali się Radziwiłłowie, Ostrogscy, Chodkiewicze po polsku, a to szerzyło się od nich coraz dalej. Co nauki pragnęło, szło do Krakowa albo do Niemiec; tylko pop i czerniec, Rusin (Litwinem przezywany, chociaż nic z nim nigdy nie miał wspólnego, ani języka, ani wiary) z miasta i wsi stali przy wierze, trybie i mowie ojców. Z każdym dziesiątkiem lat przybywało tej polonizacji wśród szlachty; bratała się szlachta z polską to przeciw własnym wielmożom, to dla niebezpieczeństwa moskiewskiego. I katolicyzm, równoznaczny z polonizacją, brał górę wobec opłakanego położenia cerkwi ruskiej bez nauki, bez autorytetu, bez równouprawnienia z „rzymską”. Powoli zaczynali panowie rzucać prawosławie, przechodzić na katolicyzm, bo myśl o unii z Rzymem — z zachowaniem języka i obrzędów w cerkwi — która odżyła w XV wieku, zamarła zupełnie w XVI; dopiero przy końcu wieku wznowiły ją inne czynniki. Pstra karta etnograficzna Polski zbogacała się o nowy jeszcze element: coraz liczniej napływali Ormianie do Kut i Lwowa, ożywiając handel wschodni, bogacąc siebie i miasto, żyjąc pod swoim prawem i w swoim kościele osobnym. Tatarzy na Litwie, jeńcy i zbiegi, trzymali się opornie, wiary im nie tykano, ale w mowie ruszczyli się powoli, rozjeżdżali wiele po kraju jako furmani; dopiero przy końcu wieku i na początku XVII wieku wyłoniła się polemika (po polsku) o ich przywileje osobliwsze, które ich niby z szlachtą rdzenną równały. Zjawili się i Cyganie i zaprzątali konstytucje sejmowe.
Poza politycznymi granicami utrzymywał się żywioł polski na Śląsku. Górny Śląsk był cały polski, chociaż szlachta i mieszczanie niemczyzną (rodową albo przejętą) przesiąkali; granica etnograficzna nie zmieniała się; tracono chyba polskie placówki rozproszone, sięgające aż poza Wrocław. Lud zachował nieskażoną polszczyznę piastowską, tylko naleciałości niemieckich, a szczególnie czeskich zjawiło się tu więcej niż w Polsce (język czeski był urzędowym w kraju, gdzie Czechów nie było), a sięgało to w Oświęcimskie i Zatorskie; Polacy rodem z tych okolic, np. tłumacz sentencji Terencjuszowych (z r. 1545), używali czechizmów, jak dvacet (dwadzieścia) itp., rugowanych dopiero we dwu późniejszych wydaniach. Lud był pozostawiony samemu sobie, dopiero w XVII wieku zajął się nim bardziej zbór luterski; przynależność diecezji wrocławskiej do prowincji gnieźnieńskiej nie była zerwana, lecz raczej już tylko formalna. Za to ciążyła inteligencja 'miejska i szlachecka ku Krakowowi; jego uniwersytet był niemal krajowy, śląski; liczba mistrzów śląskich była znaczna; jeden z ostatnich znakomitszych to grecysta krakowski Andrzej Schonaeus z Głogowy, wielbiciel Sokołowskiego; szczególniej początek wieku obfitował w wybitnych Ślązaków-humanistów, uczniów krakowskich, którzy i we Wrocławiu nie zrywali węzłów z „Sarmacją”, która im nauką i dostatkami imponowała, na której wzór oni by swoją ojczyznę kształtowali (Wawrzyniec Corvinus z swoją Kosmografią 1496 roku otwierał ten długi szereg); w połowie wieku Adam Schroeter z Nysy sławił Wieliczką i Niemen. Drukarze krakowscy niemal wszyscy Ślązacy i Ślązaków zatrudniali, np. Fr. Mimera, lecz tegoż wiersze polskie silnie germanizmami trąciły. We Wrocławiu był żywioł polski bynajmniej nie nikły; pod nazwami łacińskimi ukrywa się niejeden Polak, np. fizyk miejski Matthias Auctus jest Maciejem Przybyłą, rektor szkoły Marii Magdaleny Jan Rullus jest krakowianinem (obaj znani z zażyłości z Modrzewskim); łacinnik Modrzewski przesyłał swoje główne dzieło kupcowi wrocławskiemu Danielowi Schilingowi (rodzina dobrze i w. Poznaniu znana) z dedykacją polską. Książęta i szlachta odwiedzali chętnie wielką dawną ojczyznę; świadkiem tej zażyłości Henryk IX, książę legnicki, i Memorialbuch jego marszałka dworu Hansa von Schweinichen, obfitujący w „popojki” z szlachtą polską.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Złoty Kodeks Pułtuski

Pierwsza strona okładki Kodeksu Pułtuskiego  (Codex aureus pultoviensis) z lat 80 XI wieku. Źródło Złoty kodeks pułtuski (łac. Codex aureus...