Jan Długosz.
Rys. J. Matejko.
Jan Długosz
(artykuł A. Brücknera z "Dzieje kultury polskiej" t. I).
Duchem średniowiecznym, hierarchicznym przesiąkło i wielkie historyczne dzieło Jana Długosza, kanonika krakowskiego, stronnika i wielbiciela autokraty duchownego (Zbigniewa Oleśnickiego), nieznużonego pracownika, gorącego patrioty, jeszcze gorętszego katolika. Wobec braków i luk w dawnym kronikarstwie powziął Długosz, naglony przez biskupa, który ocenił zdolność i pracowitość swego kanonika, zamiar wystawienia dzieła pomnikowego, co miałoby ogarnąć całe dzieje narodowe z lat pół tysiąca, zebrane ze wszelkich możliwych źródeł domowych i obcych, co do czasów nowszych z własnych doświadczeń i pamięci; co miałoby powiązać te dzieje z wyrokami Opatrzności miłującej i karzącej wedle czynów i chęci; co miałoby zadowolić słuszną dumę narodową, potomnym przedstawiać czyny świetne i dobre do naśladowania, a odstraszać od błędów. Przez całe życie, o ile liczne inne obowiązki służby duchownej i państwowej (w misjach wszelakich do Węgier i Włoch, do Prus i Pragi), a nawet kierownictwo wychowaniem synów królewskich dozwalały, zbierał Długosz materiały źródłowe do wiekopomnego 'dzieła, układał żywoty świętych, katalogi biskupów, opisywał herby, stworzył bogaty inwentarz dóbr kościelnych diecezji krakowskiej, uczył się po rusku, aby z Nestora korzystać, stworzył więc pierwszy wielkie naukowe dzieło, przewyższające znacznie poziom kronikarstwa średniowiecznego; wzorem był mu Liwiusz w stylu i przedstawieniu. Zamysł był pierwotnie odmienny, chodziło o wystawienie dziejów spółczesnych z punktu widzenia Oleśnickiego (teokratycznego, przewagi kościoła nad państwem) i tym poświęcił Długosz najwięcej miejsca; księgi XI i XII, które o nich prawią, są niemal równej objętości z poprzednimi dziesięcioma. W kreśleniu dawnych dziejów pozostał synem swego wieku; jego oczyma patrzył na przebieg dziejowy, tj. przenosił stosunki spółczesne na dawne, uzupełniał i rozszerzał niedostateczne wzmianki dawne dosyć samowolnie; próbował już krytyki, ale nie mógł się oswobodzić od krępującej go litery. Roztaczał pierwszy szerokie widnokręgi; poprzedzał same dzieje obszernym opisem geograficznym terenu tych dziejów i charakterystyką ludu i szlachty, nawet rodów pojedynczych; wciągał wszelkie dostępne mu dokumenty; starał się o pragmatyczne powiązanie szczegółów; szczegóły bitew, przemowy itp. zmyślał, dodawał niejedno z własnej fantazji, aby zaokrąglić wykład, nieraz aby przeprowadzić własną tendencję. Szlachetny patriotyzm i głęboka wiara wodziły jego piórem; stworzył dzieło pomnikowe, które przetrwało wieki; żaden z późniejszych dziejopisów aż do Naruszewicza nie odważył się podjąć podobnej pracy; każdy z niego korzystał, on stworzył dzieje średniowiecznej Polski. On zastąpił też jedyny całe dziejopisarstwo wieku, bo komentarz mistrza Jana z Dąbrówki do kroniki Wincentego nic nie miał z historią spólnego, był scholastycznym rozwałkowywaniem wszelakich sentencji, a dzieła historyczne Kallimachowe (zob. niż.) wartości oprócz stylowej nie miały; inne zaginęły lub nie przyszły do skutku, np. to, co polecił król Aleksander r. 1506, napisanie dziejów dawnych Polski Mikołajowi Rozenberskiemu w ciągu roku, wyznaczając mu na to pensję (kopę groszy tygodniowo).
W dziejach kultury Długosz to niezwykła postać. Jedyny z Polaków, który (wzorem zawsze czynnego protektora swego, Oleśnickiego) nie tylko ani na chwilę nie próżnował, ale pierwszy rwał się do pióra, gdy wszyscy inni bądź milczeli, bądź jak ów biskup chełmski, co opisywał wypadki spółczesne, o ogłoszeniu ani pomyśleli i nic nie zdziałali. Ależ to pionier kultury; zwiedzał Włochy, pątnikował do Ziemi św., zewsząd nabywał i odpisywał dzieła ważne, posprowadzał wszelakich klasyków do kraju, pierwszy poddał się zupełnie wpływowi i stylowi Liwiusza (przywiózł egzemplarz tegoż z Węgier); pierwszy w Polsce zdał sprawą o epopei Dantowej, a olbrzymia praca jego naśladowcy już nie znalazła. On jednostronny, ostatni to Mohikanin z obozu istawiającego kościół nad państwem i z tego punktu oceniający czasy i ludzi, więc niechętny Jagiellonom, szczególniej gdy się spod feruły biskupa krakowskiego wybili — Polak niby przeciwstawiał się Litwie, ale nie zaślepiał go szowinizm narodowy i ziomkom ostre prawdy prawił. Nie sposób bez wzruszenia przejść około krótkiego epilogu jego kroniki (bo trybem średniowiecznym za latami postępował), gdzie pracę dwudziestopięcioletnią, w pierwszych księgach coraz kilkakrotnie przerabianą, w wyrazach najpokorniejszych ofiarował pamięci dopełniaczy, których w uniwersytecie (sam bez tytułów uczonych) upatrywał. A dzieło wykraczało za granice polskie, wciągało kraje ościenne: dzieje jednych miały drugie rozświecać. I to wszystko celowo obmyślane, i Długosz pierwszy wskazał dziejopisarstwu narodowemu drogi i metodę. Jako człowiek równie on zasłużony, dochodu z licznych swych beneficjów nie zużywał ani dla siebie, ani dla rodziny, lecz budował bursy, kościoły, klasztory. Jedno dziwne: niestrudzony pisarz, gorący patriota, niczego dla języka narodowego nie zdziałał, i w tym wierny syn średniowiecza, które w swoim uniwersalizmie (wybitnej cesze katolicyzmu zarazem) dla lingua vulgaris miejsca nie znachodziło — może go przykład czeski odstraszał? Postać to jednolita, bez najmniejszej obcej przymieszki; ocierał się po świecie, ale nic z niego doń nie przywarło; niezachwiana wiara, silne poczucie prawa. i sprawiedliwości, wyższy pogląd na tok rzeczy ludzkich, charakter niezłomny, unikanie scholastycyzmu i abstrakcji wyróżniały człowieka i pisarza; on godnie zakończył średniowiecze polskie, nowemu pokoleniu nie podał ręki; ono go też wcale nie oceniło, chociaż z pracy jego gorliwie korzystało.
W dziejach kultury Długosz to niezwykła postać. Jedyny z Polaków, który (wzorem zawsze czynnego protektora swego, Oleśnickiego) nie tylko ani na chwilę nie próżnował, ale pierwszy rwał się do pióra, gdy wszyscy inni bądź milczeli, bądź jak ów biskup chełmski, co opisywał wypadki spółczesne, o ogłoszeniu ani pomyśleli i nic nie zdziałali. Ależ to pionier kultury; zwiedzał Włochy, pątnikował do Ziemi św., zewsząd nabywał i odpisywał dzieła ważne, posprowadzał wszelakich klasyków do kraju, pierwszy poddał się zupełnie wpływowi i stylowi Liwiusza (przywiózł egzemplarz tegoż z Węgier); pierwszy w Polsce zdał sprawą o epopei Dantowej, a olbrzymia praca jego naśladowcy już nie znalazła. On jednostronny, ostatni to Mohikanin z obozu istawiającego kościół nad państwem i z tego punktu oceniający czasy i ludzi, więc niechętny Jagiellonom, szczególniej gdy się spod feruły biskupa krakowskiego wybili — Polak niby przeciwstawiał się Litwie, ale nie zaślepiał go szowinizm narodowy i ziomkom ostre prawdy prawił. Nie sposób bez wzruszenia przejść około krótkiego epilogu jego kroniki (bo trybem średniowiecznym za latami postępował), gdzie pracę dwudziestopięcioletnią, w pierwszych księgach coraz kilkakrotnie przerabianą, w wyrazach najpokorniejszych ofiarował pamięci dopełniaczy, których w uniwersytecie (sam bez tytułów uczonych) upatrywał. A dzieło wykraczało za granice polskie, wciągało kraje ościenne: dzieje jednych miały drugie rozświecać. I to wszystko celowo obmyślane, i Długosz pierwszy wskazał dziejopisarstwu narodowemu drogi i metodę. Jako człowiek równie on zasłużony, dochodu z licznych swych beneficjów nie zużywał ani dla siebie, ani dla rodziny, lecz budował bursy, kościoły, klasztory. Jedno dziwne: niestrudzony pisarz, gorący patriota, niczego dla języka narodowego nie zdziałał, i w tym wierny syn średniowiecza, które w swoim uniwersalizmie (wybitnej cesze katolicyzmu zarazem) dla lingua vulgaris miejsca nie znachodziło — może go przykład czeski odstraszał? Postać to jednolita, bez najmniejszej obcej przymieszki; ocierał się po świecie, ale nic z niego doń nie przywarło; niezachwiana wiara, silne poczucie prawa. i sprawiedliwości, wyższy pogląd na tok rzeczy ludzkich, charakter niezłomny, unikanie scholastycyzmu i abstrakcji wyróżniały człowieka i pisarza; on godnie zakończył średniowiecze polskie, nowemu pokoleniu nie podał ręki; ono go też wcale nie oceniło, chociaż z pracy jego gorliwie korzystało.
według wzoru S. Czeigera.
synów Kazimierza Jagiellończyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz