Kapitan landsknechtów (1547).
Rys. N. Manuel.
Bitwa pod Lubiszewem Tczewskim (17 kwietnia 1577 r.). Cz. I.
Świetne zwycięstwo pod Lubiszewem Tczewskim jest jednym z najmniej znanych epizodów naszej historii. Polacy rozgromili w tym starciu prawie 6-krotnie silniejszego przeciwnika. Jakoś dziwnie wyparliśmy tą bitwę z pamięci. Być może dlatego, że była ona częścią wojny de facto domowej, starcia nowego króla Rzeczypospolitej Stefana Batorego ze zbuntowanym Gdańskiem. Źródłem konfliktu było poparcie przez Gdańszczan kandydatury cesarza Maksymiliana II Habsburga, który po ucieczce Henryka Walezego chciał zagarnąć polski tron. Batory ubiegł go jednak szybką koronacją. Habsburg wkrótce zmarł, a Gdańsk znalazł się w bardzo niezręcznej sytuacji. Nowy władca postąpił cokolwiek lekkomyślnie, dążąc do ukarania potężnego miasta za popieranie konkurenta, czym pośrednio sprowokował otwarty konflikt. W 1576 roku Gdańszczanie zaciągnęli prawie 3,5 tysiąca niemieckich landsknechtów (najemna piechota) oraz rajtarów i artylerię. Sami zmobilizowali milicję mieszczańską w sile ok. 10 tysięcy dobrze wyposażonych i uzbrojonych żołnierzy. Całością dowodził Hans Winkelbruch von Köln. Dysponując tak znaczącą siłą planował uderzenie w kwietniu 1577 roku na Prusy Królewskie. Jako cel pierwszego uderzenia obrał Tczew. Batory odpowiednio wcześniej, wobec otwartej rebelii grożącej odcięciem Polski od morza, wysłał przeciwko gdańskiej armii oddziały hetmana Jana Zborowskiego. Liczyły one w sumie ok. 3,1 tysiąca zbrojnych i obozowały właśnie w Tczewie. 16 kwietnia Zborowski odesłał jedną trzecią swoich sił (głównie uzbrojoną czeladź) do Gniewu, aby zabezpieczyć go przed spodziewanym atakiem. Zostawił sobie około 1200 kawalerzystami (w tym przeszło 500 husarzy) . Jego piechota liczyła ponad 600 węgierskich strzelców (hajduków) z 2 działami. Cały czas uważnie śledził ruchy przeciwnika, i mimo olbrzymiej przewagi Winklebrucha postanowił wydać mu bitwę. Jego decyzja z pozoru może wydać się szaleństwem. Przeciwnik był prawie 6-krotnie liczniejszy. Być może inna armia wycofała by się w takiej sytuacji. Zborowski był jednak doskonałym, doświadczonym dowódcą, pewnym siebie i swoich żołnierzy. Jego oddziały tworzyli świetnie wyszkoleni i doświadczeni zawodowcy. Miał też najlepszą kawalerię ówczesnej Europy – husarię. Przeciwnik mimo wielkiej przewagi w przeważającej części składał się z doskonale prezentującej się, ale słabej jakościowo milicji. Uwzględniając powyższe hetman Zborowski zdecydował się walczyć. Jako miejsca starcia wybrał przeprawy przez Motławę, na zachód od Tczewa.
Winkelbruch spodziewał się, że znacznie słabsi liczebnie Polacy ustąpią bez walki Kiedy 17 kwietnia jego oddziały przybyły pod Tczew był zaskoczony widząc, że Polacy nie uciekli, ale szykują się do starcia. Ufny w przewagę własnej armii postanowił atakować. Jego plan był bardzo prosty. Tczew miał zaatakować płynący Wisłą na 4 jednostkach oddział landsknechtów. Główne siły gdańskiej milicji otrzymała zadania związania oddziałów Zborowskiego na pozycji pod Rokitkami. Rolę masy obchodzącej Winklebruch powierzył zawodowej piechocie i kawalerii ( w sumie prawie 3,7 tysiąca żołnierzy), którzy od południa mieli zaatakować Polaków walczących z milicją. Szybko okazało się jednak, że starło się tego dnia dwóch dowódców, z których jeden o klasę przerastał drugiego. Zborowski bardzo szybko zorientował się w zamiarach przeciwnika. Zablokował przeprawę pod Rokitkami i wydzielił oddział do obronny Tczewa. Główne siły, czyli ok. 1160 jazdy i 600 piechoty (bez artylerii) ruszył pod Lubiszew … na 5-krotnie silniejszego przeciwnika.
Oficer husarii i pacholik (ok. 1580 r.).
Rys. K. Linder.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz